Ostatni czas był dla mnie bardzo mocno zapracowany i jadłam na mieście trochę mniej niż zazwyczaj. Pogoda niestety też nie zachęca do wychodzenia z domu i naprawdę czekam z niecierpliwością na słońce. Natomiast udało mi się odwiedzić trzy ciekawe miejsca i postanowiłam się nimi z Wami podzielić już hurtowo, w jednym poście. Mam nadzieje, ze taka forma będzie dla Was miła do czytania. Są to trzy zupełnie różne miejsca, ale łączy je jedno – małe przystawki. Czy w każdym miejscu wszystko mi się podobało, dowiecie się poniżej 🙂
1. Shuk
Shuk znajduje się na ulicy Grójeckiej, zdecydowanie z dala od ścisłego centrum Warszawy. Są takie miejsca w stolicy, do których jeździ się na drugi koniec miasta, a Shuk nie narzeka na brak wolnych stolików. Wybierałam się tu od dłuższego czasu, jeszcze w lato kusił mnie ogródek pełen ludzi, który widywałam jak przejeżdżałam samochodem obok. Znajdziemy tu kuchnie bliskiego wschodu i wegetariańskie menu i to takie jak lubię czyli ciekawe i różnorodne. Wchodząc do środka zaskoczyło mnie, że miejsce jest bardzo duże a w środku jest naprawdę pięknie. Wystrój jest cudowny i zrobił na mnie olbrzymie wrażenie. Dużo kwiatów, kolorowe płytki ceramiczne, przyprawy w misach niczym w Tunezji czy Maroko na bazarze. Świetny klimat. Zaczynamy od zamówienia mezze czyli moich ulubionych przystawek. Wybieramy hummus z suszonymi pomidorami, kaparami i koperkiem oraz pieczony ser halloumi z granatem. Przystawki są obłędne i wprowadzają mnie w błogi nastrój, podane z fantastyczną pitą własnego wypieku (jeszcze ciepłą). Szczególnie smakował mi halloumi, kapitalnie doprawiony i rozpływający się w ustach. Na danie główne wybieramy grillowanego bakłażana w sosie pomidorowym z tahin oraz shakshuka falafel. I wszystko było by naprawdę perfekcyjne gdyby nie moje całkowicie ścięte jajko w shakshuszce. Popsuło to trochę mój błogi nastrój, ale mimo tego uważam, że Shuk to świetne miejsce z bardzo dobrą i ciekawą kuchnią.
Więcej informacji: facebook
2. KoreaTown Rest
Drugie dziecko właścicieli mojej ulubionej miss Miss Kimchi. Znajdziemy tu kuchnię koreańską i trochę podobieństw do pierwszego miejsca, ale i sporo różnic. Korea jest trochę bardziej elegancka, ale dalej w przyjemnym i dosyć luźnym klimacie. Czeka tu na nas obsługa kelnerska i proste, ale bardzo przyjemne wnętrze niedużego lokalu na Mokotowie. Menu jest bardzo ciekawe i zaskakujące, ale cechą wspólną są zestawy banchan czyli mini przystawek (8 z nich dostaniemy jako dodatek do dania głównego). Mi najbardziej smakowało kimchi z ananasa, suszony kalmar i brokuły z tofu. Z już normalnych przystawek próbowałam ostrą sałatkę ze ślimakami morski i cienkim makaronem oraz smażone tofu w słodkim sosie z płatkami suszonego tuńczyka podane z liśćmi pachnotki. Obydwie są godne polecenia, chodź ślimaki na pewno dla tych, którzy nie boją się nowych smaków. Smażone tofu z tuńczykiem jest dla mnie absolutnym hitem, szczególnie, że wyjątkowo rzadko trafiam na pyszne tofu. Płatki tuńczyka poruszają się pod wpływem ciepła co daje świetny efekt wizualny. W ogolę w KoreaTown wszystkie dania są pięknie podane. Bardzo też mi smakowała zupa, która niestety chyba już zniknęła z menu. Mandu Guk- fantastyczny bulion z pierożkami z kaczką, makaronem i mielonym mięsem wołowym. Aromatyczny i tłusty bulion z dużą wkładka mięsną to to co lubię najbardziej, więc mam nadzieje, że pojawi się jeszcze w karcie. Wielbiciele Korean Fried Chicken bardzo się ucieszą bo to jedyne danie główne, które znajdziemy w obu lokalach. Może nie jestem specjalistą od kuchni koreańskiej bo nigdy w Korei nie byłam, ale wiem, że w KoreaTown Rest zjemy bardzo smacznie i ciekawie. Zajrzyjcie koniecznie!
Więcej informacji: facebook
3. Sobremesa Tapas Bar
Uwielbiam tapas bary. Formuła mini przekąsek jest dla mnie po prostu stworzona. Miałam okazje być klika razy w Hiszpanii i stołować się w tapas barach w Barcelonie, Maladze czy Madrycie. Najbardziej polubiłam pinchosy czyli przekąski „kanapeczki” na patyczkach. To co najbardziej podobało mi się w hiszpańskich tapasach to atmosfera. Swobodna, luźna i przyjemna. I właśnie tego hiszpańskiego klimatu najbardziej brakowało mi w Sobremesa Tapas Bar w Hali Koszyki. Miejsce to ma w zasadzie wszystko co potrzeba. Jest ładnie, smacznie, są ciekawe tapasy i nawet pinchosy na patyczkach. Ale cały klimat dużo bardziej pasuje mi do restauracji niż to tapas baru. Jest trochę za elegancko i brakuje trochę więcej luzu. Miałam okazję spróbować kalmarów z chorizo i z ziemniakiem z patelni, krewetek z kiszoną cytryną, kalmarów w panierce, grillowanych warzyw z jajkiem w koszulce, klika pinchosów i na deser churros z czekoladą. Najbardziej zawiodłam się na ściętym jajku w koszulce (mam wrażenie, że jajka mnie ostatnio prześladują). A najbardziej smakowały mi naprawdę perfekcyjne churrosy z gorącą czekoladą. Część tapasów była w przystępnych cenach choć jest i kilka po około 30 zł. Podsumowując W Sobremesa Tapas Bar zjedzie na pewno smacznie i ciekawie, ale nie znajdziecie tu klimatu prawdziwego, hiszpańskiego tapas baru. Są to moje osobiste odczucia, być może trafiłam w Hiszpanii na wyjątkowo mało eleganckie bary 🙂
Więcej informacji: http://www.sobremesatapas.com/