Kiedyś myślałam, że wyjazd do Azji ma sens tylko na dwa tygodnie lub więcej. Życie weryfikuje tak długie urlopy i duża część z nas nie może sobie pozwolić na tyle wolnego. Czy w związku z tym rezygnować z dalekich podróży? Absolutnie nie! Na Sri Lance spędziłam 7 pełnych dni (plus 2 na podróż, których nie liczę) i wróciłam totalnie spełniona! I pozwiedzałam i odpoczęłam. Sri Lanka jest wyspą idealną na niezadługi urlop dlatego, że w dosyć bliskiej odległości ma do zaoferowania wiele różnych atrakcji. Codziennie można robić coś zupełnie innego. By krótki urlop był udany potrzebny jest do tego dopracowany i przemyślany plan podróży. Przed Wami mój plan, z którego jest bardzo zadowolona, z drobnymi uwagami co można w nim zmienić.
Dzień 1: Sigiriya i Dambulla
Przylatujemy przed godziną 6. Plan na pierwszy dzień jest dosyć ambitny dlatego by nie tracić czasu postanowiliśmy skorzystać z opcji prywatnego kierowcy. Omawiamy z nim szczegóły i cenę jeszcze w Polsce przez Facebooka. Dogadujemy się na 63 dolary, nie jest to super tanio, ale nasz czas cenimy bardziej i to najlepsza opcja by nie stracić połowy dnia na dojazd, który na Sri Lance trwa bardzo długo, nawet autem. Godzinę tracimy już na lotnisku czekając w złej kolejce na wizę, więc zwróćcie na to uwagę. Koło 11 jesteśmy już pod Sigiriya Rock, płacimy 30 dolarów za bilet (jest to chyba najdroższa atrakcja na Sri Lance) i zaczynamy wspinaczkę. Po drodze czeka na Was sporo dziwnych konstrukcji nie wzbudzających mojego zaufania, ale samo wejście mimo upału nie jest bardzo ciężkie. Na pewno trzeba być sprawnym bo czeka na Was dosyć dużo stromych schodków w wysokiej temperaturze, ale wejście zajmuje koło godziny z przerwami na podziwianie widoków. A widoki są naprawdę piękne! My ze względu na ograniczony czas zrezygnowaliśmy z wchodzenia na drugą skałę Pidurangala, którą poleca dużo osób i była to dobra decyzja bo po zejściu z Sigiriya Rock jesteśmy ledwo żywi.
Wskakujemy do naszego samochodu i jedziemy do Dambulli odwiedzić świątynie w skale Rock Temple. Powiem Wam, że uwielbiam zwiedzać buddyjskie świątynie i naprawdę warto się tu wybrać. Robią one niesamowite wrażenie bo jest to kompleks pięciu świątyń w pięciu grotach skalnych. Samo zwiedzanie wolnym tempem to koło 1,5 h. Po powrocie okazało się, że Rock Temple jest połączona z Golden Temple czego nie ogarnęliśmy na miejscu i bardzo żałuje. Niestety na Sri Lance oznaczenia dla turystów praktycznie nie istnieją, być może dlatego by lokalni przewodnicy, oferujący swoje usługi mogli zarobić. Łatwo gdzieś nie trafić więc nie popełnijcie mojego błędu i znajdźcie dwie świątynie!
Zwiedzanie kończymy zdecydowanie wcześniej niż myślałam bo już chwilę po 15. Sama Dambulla, w której nocujemy okazuje się być naprawdę koszmarnym miasteczkiem, w którym nie ma nawet gdzie za bardzo usiąść w miłym miejscu i jest lekko traumatyczne. My zdecydowaliśmy się tu na nocleg dlatego, żeby rano mieć blisko do dworca autobusowego, ale z perspektywy czasu wzięłabym nocleg z basenem, których dużo w okolicy w dobrych cenach a rano podjechała tuk tukiem. Było by to na pewno milsze zakończenie tego intensywnego dnia.
Dzień 2: pociąg z Kandy do Ella!
O 6 rano ruszamy w stronę dworca autobusowego w Dambulli, jest jeszcze ciemno, na ulicach dosyć mało ludzi za to dużo psów, które w dzień smacznie śpią a o tej porze są wyjątkowo aktywne. Na szczęście autobus przyjeżdża szybko i nie czekamy na niego więcej niż 15 minut (zapomnijcie o rozkładach, jak się trafi tak się trafi, ale autobusów jest dużo i jeżdżą często). Do Kandy jedziemy około 3 godzin a w pewnym momencie jest tak w nim dużo ludzi, że naprawdę nie wiem, jakim cudem tyle weszło. W Kandy jesteśmy koło 9 i udaje nam się od razu złapać pociąg do Ella. Kupujemy bilety od ręki na 3 klasę za niecałe 10 zł od osoby i w zasadzie bez żadnego problemu zajmujemy miejsce przy oknie. Podróż ma trwać około 10 godzin. Czy warto? Warto! Widoki są naprawdę niesamowite bo jedzie się dosłownie wśród pól herbacianych, ale po kilku godzinach mamy dosyć. Szczęście w nieszczęściu po około 5h cały pociąg został wysadzony na jednej ze stacji z przyczyn dalej niewiadomych i wraz z grupa poznanych Polaków kończymy podróż wynajętym busikiem. Z perspektywy czasu nie polecałabym Wam przejazdu całej trasy a wybranego odcinka z najładniejszymi widokami czyli od np. od Nuwara Elija do Ella lub z Ella do Haputale co zajmie Wam kilka godzin i na pewno zdążycie przez ten czas nacieszyć się widokami, a są naprawdę rewelacyjne! Dzień ten poświęcamy na podróż a atrakcją dnia jest przejażdżka pociągiem, którą mimo zmęczenia wspominam jako jedno z najlepszych przeżyć wyjazdu.
Zmęczeniu pomaga fakt, że Ella okazuje się być fantastycznym miasteczkiem z mnóstwem miłych miejsc, knajpek, kawiarni, sklepików. I panuje tu świetny klimat, nie ma turystycznej tandety jest na maksa przyjemnie szczególne po Dambulli. Podoba mi się tu już od pierwszych chwil. Z samego centrum bierzemy tuk tuka, który w 10-15 minut zawozi nas pod stromą górkę do naszego noclegu. A widok z naszego pokoju jest tak niesamowity, że rekompensuje wszystkie trudy podróży tego dnia! Coś wspaniałego, co zapamiętam do końca życia. Do tego śpiew ptaków (widziałam tu nawet kolibra!) i przemili właściciele sprawiają, że był to jeden z najlepszych noclegów w moim życiu a kosztował 55 zł od osoby za noc ze śniadaniem. Polecam bardzo, namiary tu: https://www.booking.com/hotel/lk/cascade-vally.pl.html
Dzień 3: Ella i fabryka herbaty, Nine Arches Bridge i Little Adam’s Peak!
Trzeci dzień zaczynamy od pysznego śniadania i zaraz po nim ruszamy tuk tukiem z kierowcą do fabryki herbaty Halpewatte Tea Factory. Fabryka nie jest duża, ale chyba jeszcze dodaje jej to uroku. Zwiedza się z przewodnikiem, który ciekawie opowiada o produkcji a na końcu jest degustacja herbaty. Na miejscu można też zakupić taką herbatę co bardzo polecam! Było super i koniecznie musicie odwiedzić którąś z fabryk bo właśnie z herbaty słynie Sri Lanka!
Prosto spod fabryki jedziemy na Nine Arches Bridge.To wyjątkowy most, po którym jeżdżą normalnie pociągi. Jest malowniczo położony pośród dżungli i mimo, że nie jestem początkowo przekonana do tej atrakcji to okazuje się strzałem w 10! Pełno tu zieleni, herbaty i palm a widoki są zniewalające. Warto wpaść tu nie tylko zrobić zdjęcie, ale popodziwiać naturę w pełnej okazałości.
Kolejny punkt naszej wycieczki po okolicach Ella to Little Adam’s Peak, nieduży szczyt znajdujący się na wysokości 1141 m.n.p.m, ale za to z przepięknymi widokami na większe szczyty. Droga jest dosyć łatwa i przyjemna, na samym końcu przez krótki kawałek robi się bardzo stromo. Piękne widoki zaczynają się już od samego początku trasy a na górze jest jest jeszcze lepiej!
Dzień 4: przejazd w okolice Udawalawe National Park i relaks w hotelu z basenem
Po intensywnych 3 dniach rano wynajętym busikiem z kierowcą udajemy się do naszego hotelu w okolicy Udawalawe National Park żeby zebrać siły przed porannym safari. Dzień poświęcamy w końcu na błogie lenistwo, opalanie i pływanie w basenie. Mamy też świetny nocleg w dobrej cenie, do którego chętnie wróciłabym drugi raz: Kottawatta River Bank Resort
Dzień 5: poranne safari w Udawalawe National Park i przejazd do hotelu na obrzeżach Tangalle
Safari załatwiamy sobie z naszym hotelem z dnia na dzień bez żadnego problemu! Startujemy jeepem z naszym kierowcą chwile po 5 rano. Mamy szczęście, jesteśmy tylko my i kierowca. Bramy parku pokonujemy dosłownie o wchodzie słońca. Na tą atrakcję czekałam chyba najbardziej. Zobaczenie słoni na wolności to było moje marzenie. I nie zawiodłam się! Podczas 4 godzinnej wycieczki zobaczyliśmy naprawdę mnóstwo słoni w ich naturalnym środowisku dosłownie na wyciągnięcie ręki! Tego nie da się opisać słowami musicie po prostu przeżyć to sami! Co ważne w tym parku większość trasy spędziliśmy sami, a przy spotkanych słoniach najwięcej jeepów to maks 2, które stały z nami. Nie ma tu jakiś dzikich tłumów i jest to duży plus! Polecam Wam bardzo!
Prosto z safari przyjechaliśmy jeszcze na śniadanie do hotelu a zaraz po nim samochodem z kierowcą do naszego hotelu nad oceanem, na obrzeżach Tangalle. Kierowce wybraliśmy po raz kolejny po to by nie stracić połowy dnia na podróż tylko przyjechać jak najszybciej. Naszego hotelu jakoś bardzo nie będę Wam polecać, ale podsyłam Wam link, żebyście na mapie mogli zlokalizować sobie najpiękniejszą plażę jaką w życiu widziałam: Serein Beach Hotel
Plaża jest olbrzymia i co najlepsze- całkiem, ale to całkiem pusta! Nie ma na niej praktycznie w ogóle ludzi. Okolica też jest lekko odcięta od świata, ale to wszystko w dzisiejszych czasach robi efekt naprawdę wow! Co prawda nie da się tu za bardzo pływać bo fale są ogromne i czuć moc i siłę oceanu, ale widok i taki klimat końca świata robią na mnie niesamowite wrażenie. Dlatego warto zarezerwować sobie hotel z basenem. Na plaży zlokalizowanych jest zaledwie kilka knajpek więc da się coś zjeść i czegoś się napić, ale ogólnie jest to niesamowicie piękne odludzie.
Dojeżdżamy tu koło 13 więc cały dzień spędzamy na plaży.
Dzień 6: poranne plażowanie i przejazd do Hikkaduwa
Wstajemy wcześnie rano i jeszcze do końca doby hotelowej czyli do 11 korzystamy z uroków tej pięknej plaży. Następnie jedziemy tuk tukiem na dworzec autobusowy i wsiadamy w lokalny bus, który zawiezie nas na obrzeża Hikkaduwa. Samo miasteczko i główna plaża są bardzo mocno zatłoczone, ale wystarczy udać się na obrzeża i jest naprawdę cudownie. Podsyłam Wam link do naszego noclegu Yula Beach. Jego położenie bardzo mi się podobało. Było w okolicy sporo sklepików i restauracji na plaży, więc klimat całkiem inny od poprzedniej miejscowości, ale naprawdę wszystko w fajnym klimacie bez turystycznej tandety. Idąc wzdłuż plaży w kierunku Hikkaduwa Beach spotkacie też wielu surferów i szkółek surferskich bo z tego słyną te plaże oraz sporo klimatycznych surferskich barów. No bardzo fajne!
Dzień 7: Turtle Beach
Hikkaduwa znalazła się w naszym planie tak naprawdę z jednego powodu jakim jest możliwość zobaczenia morskich dużych żółwi całkiem z bliska. Kiedy wpiszecie w google maps turtle beach to pokaże Wam dokładną lokalizację miejsca, do którego codziennie podpływają żółwie. Co prawda żółwie są tu podkarmiane glonami przez turystów (ale wszystko jest pod kontrolą wolontariuszy) i panuje lekki chaos plus niektórzy turyści całkiem przeginają bo dotykają żółwie a tego absolutnie nie można robić! Ale… pomijając wszystkie minusy to zobaczenie żółwia tak z bliska w jego jednak naturalnym środowisku jest dla mnie niezwykłym przeżyciem!
Resztę dnia spędzamy na plażowaniu, jedzeniu owoców morza, zakupach. Potem pakujemy się, idziemy spać a w środku nocy wsiadamy do naszego zamówionego samochodu z kierowcą i jedziemy na lotnisko 🙂
Było fantastycznie!
