Pad Thai to flagowe danie Tajlandii i najbardziej znane. Nie znam osoby, której by nie smakowało. Będąc w Tajlandii zjedliśmy ich wiele, w każdym miejscu smakował trochę inaczej. Podczas pobytu miałam przyjemność wziąć udział w kursie kulinarnym i nauczyć się robienia tej fantastycznej potrawy od podstaw. Co najważniejsze, po kilku mniej lub bardziej udanych próbach zrobienia pad thaia już w warunkach domowych, udało się! Mogę z czystym sumieniem napisać, że pad thai z tego przepisu wychodzi mi dokładnie taki jaki jadłam w Tajlandii!
Najważniejszy jest sos. Nigdy, ale to nigdy nie kupujcie gotowych sosów do pad thai w sklepach, tylko zróbcie go sami! Jest banalnie prosty i żaden gotowy nie dorówna mu w smaku. Wszystkie składniki kupicie bez problemu w Polsce. Jednym z ważnych składników są też suszone krewetki i nie możecie ich pominąć nawet jeśli normalnie krewetek nie lubicie. Nie sprawią one, że pad thai będzie miał krewetkowy smak, są w zasadzie niewyczuwalne. Dokładnie tak samo jest z tofu, za którym normalnie nie przepadam, dodany tu, nie jest wyczuwalny, ale mimo to jest bardzo ważnym elementem. Tylko z jednym składnikiem mam problem do dostania go już w kraju. Jest to strip radish czyli marynowana rzodkiew. Jeśli nie uda Wam się jej kupić to po prostu pomińcie ten składnik, ale warto poszukać. Bo tak to już jest w kuchni azjatyckiej, że każdy składnik jest bardzo ważny i nadaje świetny, końcowy efekt. Oryginalnie pad thai robi się w woku, ale ja bez problemu korzystałam z normalnej patelni. Przygotujcie wcześniej wszystkie składniki, potem to już dosłownie 5 minut roboty. Soli używam tylko łyżkę do ugotowania makaronu, sos jest na tyle słony, że nie trzeba solić nawet kurczaka.
PRZEPIS NA 2 OSOBY
SOS:
- 3 łyżki stołowe sosu rybnego
- 3 łyżki stołowe czystego sosu tamaryndowego (beż żadnych dodatków)
- 2 łyżki stołowe sosu chilli sriracha
- 2 czubate, stołowe łyżki cukru palmowego (nazywanego też kokosowym, musi być w takiej zbitej, nie sypkiej konsystencji)
- wszystko dobrze wymieszać i zostawić w kubeczku
POZOSTAŁE SKŁADNIKI:
- 1 łyżka stołowa suszonych, bardzo drobno posiekanych krewetek (4,5 sztuk)
- 2 łyżki stołowe cienko pokrojonego tofu
- 1 czubata, stołowa łyżka posiekanej na drobno marynowanej, białej rzodkwi (strip radish)
- 1 pokrojona w bardzo małe kawałki pierś kurczaka lub 225 g krewetek (w zależności z czym wolimy)
- 2 łyżki stołowe drobno posiekanej cebuli szalotki
- 2 nieduże jajka
- szczypior z białymi końcówkami pokrojony w kawałki około 5 cm
- 3 spore garści kiełków fasolki mung
- namoczony i ugotowany wcześniej makaron ryżowy (rozmiar M), 2-3 garści
DODATKI:
- zmiksowane, niesolone orzeszki ziemne
- przyprawa chilli do posypania
- limonka
- sos sojowy
Na patelnie wlewamy olej roślinny (nie oliwa, nie kokosowy, nie sezamowy), koniecznie neutralny jak rzepakowy czy słonecznikowy tak by zakrył dno.
Na rozgrzaną patelnię wrzucamy cebulkę szalotkę i smażymy chwilkę, aż zacznie pachnieć. Następnie dodajemy suszone krewetki, tofu, marynowaną rzodkiew oraz pierś z kurczaka. Ciągle mieszając czekamy aż kurczak lub krewetki dojdą (około 3 minut).
Dodajemy jajka i smażymy jak jajecznicę, ciągle mieszając.
Jak zrobi nam się jajecznica wrzucamy makaron ryżowy. Jak ugotowany będzie czekał na swoją kolej, może się bardzo skleić, dlatego przed wrzuceniem na patelnie polejcie go zimną wodą, co pomoże go rozdzielić. Nie wrzucajcie go też za dużo, żeby sam makaron nie zdominował naszego dania. Dosłownie 2-3 garści na 2 osoby wystarczają idealnie. Wymieszajcie bardzo dobrze makaron z resztą składników.
Dodajemy sos, mieszamy.
Dodajemy kiełki i szczypior i mieszając ciągle, smażymy jeszcze około 2 minut aż szczypior trochę opadnie.
Nakładamy na talerze. Sypiemy orzeszkami i chilli według uznania. Skraplamy limonką i sosem sojowym. Gościom warto zostawić jeszcze kiełki w miseczce żeby mogli sobie dodawać na talerz 🙂
Polecane sklepy w Warszawie z azjatyckimi produktami:
Asia Tasty (Hala Mirowska) / Kuchnie Świata (np. Arkadia)


Smacznego! Dajcie koniecznie znać jak wyszło a w razie pytań piszcie śmiało! 🙂