Przed wyjazdem to Tajlandii wiele razy słyszałam żeby nie tracić czasu na Bangkok, że nie ma w nim nic ciekawego, że męczy, że niebezpiecznie. Wielu osobom kojarzy się ze scenami z „Kac Vegas w Bangkoku”. Zrobiłam jednak inaczej i spędziłam tu 6 dni (Bangkok jest świetną bazą wypadową na jednodniowe wycieczki do Ayutthaya czy do wodospadów Erwan). I faktycznie pierwsze wrażenie nie było zbyt optymistyczne, bo nie oszukujmy się samo miasto nie jest piękne. Pierwszy dzień nie był łatwy. Natomiast z godziny na godzinę zaczynał mi się podobać coraz bardziej, z dnia na dzień pokazywał się z coraz lepszej i ciekawszej strony, aż w końcu stwierdziłam, że to miasto jest świetne i chętnie tu jeszcze wrócę. Nie żałuję żadnej chwili w nim spędzonej. Czułam się bezpieczniej niż w Barcelonie, nikt mnie nie okradł, nawet nie próbował, nikt nie oszukał, a scen ze znanych filmów nie widziałam. Bangkok ma wiele do zaoferowania, dlatego przedstawiam Wam moja listę 10 rzeczy, które koniecznie trzeba zrobić w stolicy Tajlandii!
1.STREET FOOD
Bangkok jest stolicą street foodu. Znajdziemy tu zdecydowanie więcej jedzenia niż, na wyspach. O tajskim jedzeniu pojawi się też oddzielny post. W Bangkoku stoiska z jedzeniem spotkacie na każdym rogu. Jest to dosłownie jedzenie na ulicy, na ulicy nawet zmywają naczynia, czy kroją mięso. Ja ani razu w Tajlandii nie jadłam w typowej restauracji. Wersją bardziej ekskluzywną były np. kuchnie na ulicy schowane pod dachem jakiejś hali z plastikowymi stolikami i krzesełkami. W Bangkoku jedzenie też jest najtańsze, praktycznie żaden mój obiad nie przekroczył 50 batów (5 zl). Pierwsze zamówienie z ulicznego straganu nie jest łatwe. Masz wrażenie, że panie z polskiego sanepidu dostałyby zawału na sam widok, a Ty na pewno dostaniesz jakiegoś mocnego zatrucia pokarmowego (w najlepszym wypadku). Mało co leży w lodówkach, a temperatura wysoka. No wygląda mało zachęcająco. Ale potem patrzysz, przecież wszyscy jedzą i żyją, wiec myślisz sobie, że może jednak tobie też nic nie będzie. Jak przychodzi moment, że stwierdzasz, że raz się żyje, zamawiasz, robi się problem z zamówieniem, bo przecież nie masz bladego pojęcia co urocza, starsza Tajka serwuje ze swojego wózeczka. Napisów brak, angielskich tym bardziej. Chodzisz od stoiska do stoiska coraz bardziej głodny i zrezygnowany, bliski rozpaczy. I nagle wpadasz na to, żeby bez krępacji popatrzeć innym w talerze. Znajdujesz coś co wygląda apetycznie i na migi mówisz Pani, że chcesz takie coś. I ona nagle promienieje cała, uśmiecha się od ucha do ucha, nakłada porcje na talerz i dostajesz najlepszy obiad w swoim życiu. I już nie boisz się o zatrucie pokarmowe ani o to co ktoś serwuje i co zjesz, tylko jak szalony zamawiasz wszystko i wszędzie do końca swojego wyjazdu.
2. KHAO SAN ROAD
O Khao San słyszał chyba każdy, wybierający się turysta do Bangkoku. Jest to najbardziej turystyczna ulica w mieście, razem z sąsiadującą Rambutti. Spodziewałam się tu strasznych hardcorów a ulica ta okazała się moją ulubioną na wieczorne wyjścia. Owszem jest dużo ludzi, jest głośna muzyka, ale jest naprawdę sympatycznie. I w porównaniu do wielu ulic w centrum, tu nie będą Was zaczepiać na każdym rogu prostytutki i lady boye, nie ma klubów dla panów. Na każdym rogu jedzenie, masaże, sklepy i bary. Można poczuć nocy klimat Bangkoku, i o ile nie wybieracie się na striptiz to właśnie tu polecam wybrać się na drinka bo przynajmniej mi nie udało się gdzie indziej znaleźć równie miłego miejsca.
3.MASAŻ STÓP
Jak już jesteście na Khao San to koniecznie skorzystajcie z ulicznego masażu stóp (całościowy polecam bardziej na wyspach, na plaży). Za pół godziny zapłacicie 130-150 batów czyli na nasze około 15 zł. Wygląda to dość specyficznie, bo obok siebie na leżankach, na ulicy siedzi z wyciągniętymi stopami sporo osób. Panie i Panowie masażyści mimo dużego ruchu masują bardzo profesjonalnie. Do masażu można sobie zamówić piwko, albo zamknąć oczy i oddać się relaksowi. Idealna opcja po całym dniu zwiedzania. No i ta cena! Masujcie się codziennie, koniecznie! 🙂
4. BUCKET DRINKS
Pozostając jeszcze na Khao San koniecznie trzeba wypić drinka w kubełku, tak zwanego bucketa! Standardowa cena za taki kubełek to 300-350 batów, więc jeśli zobaczycie gdzieś większą cenę, idźcie dalej. Picie drinków w kubełkach ma w sobie coś niezwykle fajnego, i już za nimi tęsknie. Jeden kubełek jest idealny na dwie osoby. I nie myślcie sobie, że w środku znajdziecie sam lód, ilość alkoholu w środku jest naprawdę porządna 🙂
5. TUK TUK
Tuk tuk to symbol Bangkoku, więc mimo, że droższy od taksówki, każdy choć raz powinien się nim przejechać. Wrażenia niezapomniane, a jazda przypomina walkę o życie. Tajowie jeżdżą strasznie, tuk tuki pędzą z zawrotną prędkością, wpychając się wszędzie.O pasach oczywiście można pomarzyć. Muzyka gra, światełka świecą, kierowca pali jednego papierosa za drugim a ty siedzisz i myślisz, że zakończenie swojego żywota w takich warunkach było by strasznie abstrakcyjne. Mimo, że przez całą drogę myślałam, że zginę było warto! Adrenalina podnosi się o 100%, po wyjściu trzęsą się nogi. Na pewno jest to doświadczenie, którego nigdy nie zapomnicie, ale na pierwszy raz nie wybierajcie zbyt długiej trasy 🙂
6. LEŻĄCY BUDDA
W Bangkoku jest kilka ciekawych świątyń i miejsc do zwiedzenia, ale jeśli goni Was czas to koniecznie odwiedźcie What Pho. Leżący Budda robi olbrzymie wrażenie, ma 46 m długości i 15 m wysokości! Oprócz posągu cały kompleks jest bardzo ciekawy, jest tu ponad 1000 innych rzeźb przedstawiających Budde, dziedziniec, ogród i małe i większe chedi (kolorowe kopułki). Coś pięknego! Wyszłam zachwycona a Bangkok zaczął mi się jeszcze bardziej podobać.
7. REJS KANAŁAMI
Rzeka Menam płynąca przez Bangkok w niczym nie przypomina Wisły. Przede wszystkim jest bardzo, ale to bardzo brudna. Pływa w niej dosłownie wszystko. Dodatkowo ruch na niej jest dosłownie jak ruch w centrum miasta na ulicy. Pływa wiele rodzajów tramwai wodnych, które służą mieszkańcom, do normalnej komunikacji, a turystą ułatwią zwiedzanie (na rzece nie ma korków). Połączenia są sprawne, szybkie i tanie (około 2,3 zł za przejazd), przystanków jest bardzo dużo, tramwaje zatrzymują się też przy głównych atrakcjach turystycznych. Oprócz tramwajów po rzece pływają licznie większe i mniejsze łódki z wycieczkami. Pływają to mało powiedziane. Pędzą na łeb na szyje, robią fale, wymijają się w małych odstępach. Dodatkową opcją dostępną praktycznie z każdego portu jest wycieczka long boatem po kanałach Bangkoku. Standardowa cena godzinnej wycieczki to 600 batów za osobę, z czego można jeszcze trochę stargować. Jeśli gdzieś znajdziecie droższą, szukajcie dalej. Kanały w Bangkoku przypominają trochę Wenecję, w wersji oczywiście mniej ekskluzywnej. Widoki są niezapomniane. Zobaczymy jak przy samej wodzie żyją Tajowie. Zanim jednak oddamy się relaksowi, najpierw musimy przepłynąć przez Menam co jest mocno hardcorowym przeżyciem i wychodziło to na pewno poza moją strefę komfortu 🙂 Woda prawie nalewa się do środka, łódka pędzi odbijając się na falach tak, że nie wiadomo czy się zaraz nie rozsypie lub zderzy z inną pędzącą łódeczką. Tak czy inaczej, warto wychodzić poza swoje strefy komfortu, o czym niejednokrotnie przekonałam się własnie w Tajlandii. Rejs jest bardzo ciekawym doświadczeniem i polecam wszystkim, którzy będą w stolicy Tajlandii.
8. CHINA TOWN
Istne szaleństwo. Można się przenieść na jeden wieczór do Chin. Tu warto przyjść dla jedzenia, chodź niektórzy mówią, że też dla zakupów, mi natomiast stoiska z jedzeniem przysłoniły wszystko inne. Street food w najlepszym wydaniu. Tyle stoisk z jedzeniami, że ciężko przejść. Chińskie smaki. Oczywiście nie wiadomo co podają bo angielskich napisów brak, ale można podejrzeć co jedzą inni. Ja poległam przy tym i znalazłam coś w stylu bardziej knajpy, ze zdjęciami w menu 🙂 A, że Chińczycy jedzą naprawdę wszystko, można albo ryzykować, że się trafi na jakiś móżdżek i mieć z tego zabawę, albo właśnie znaleźć stoisko ze zdjęciami w menu. Pysznie, egzotycznie i ciekawie. Jeśli macie w Bangkoku więcej niż jeden wieczór to koniecznie tu zajrzyjcie.
9. MUAY THAI
Lekcja tajskiego boksu to atrakcja, z której nie skorzystałam, ale na pewno będę chciała to zrobić następnym razem. Widziałam natomiast taką lekcję w jednej ze szkółek w Bangkoku i zrobiła na mnie naprawdę duże wrażenie. Za godzinę zapłacimy około 500 batów. Polecam przede wszystkim Panom, znudzonym zakupami.
10. ZAKUPY
Ktoś przed wyjazdem powiedział mi, żebym nie brała ze sobą ubrań a kupiła na miejscu. Oczywiście nie posłuchałam bo po pierwsze nie byłam świadoma jakie ceny są w Tajlandii a po drugie myślałam, że dostępne tam ubrania będą jakiejś strasznej jakości lub po prostu obciachowe. No i spakowałam się jak głupek. Wypchałam mój 60 litrowy plecak po brzegi (wydawał mi się strasznie mały) ograniczając sobie możliwości przywiezienia większej ilości rzeczy do domu do dosłownie kilku (zostawiając przed powrotem całą apteczkę, która do niczego mi się nie przydała a ważyła chyba 2 kg). Jakie było moje zaskoczenie gdy okazało się, że większość ubrań w Bangkoku kosztuje maksymalnie 10 zł. Jeszcze większe gdy okazało się, że ubrania te jakością nie odbiegają od tych ze znanych w Polsce sieciówek a wzory i kolory są jak najbardziej gustowne. Z bólem serca moje zakupy skończyły się na jednej koszulce i jednych „tajskich spodenkach”, które były mi potrzebne żeby wejść do świątyni. Dlatego, jak będziecie jechać nie popełnijcie moich błędów. Bierzcie pusty plecak i róbcie zakupy na miejscu 🙂 Zakupy w Tajlandii za grosze zrobimy na każdym kroku, są to głównie ubrania i biżuteria, ale jak dobrze poszukać znajdziecie tu wszystko.